Od Kanade- C.D. Charlesa
- Teraz przesadziłeś...- szepnęłam. Szybko wstałam. Popatrzyłam groźnie na chłopaka, po czym powiedziałam: - Sentiant oculos vestros recesserimus deformis saecula. Atram cor irrumpere in a million frusta nigrum. Hic et nunc. Zmieniłam się nie do poznania. Miałam czarne włosy, strój. W rękach miałam 2 sztylety, ostre jak brzytwa. - Och, po raz pierwszy ktoś będzie ze mną walczyć bez użycia mocy.- zaśmiał się. Atakowałam go cały czas. Czasem go trafiałam, a czasem unikał moich ruchów. Kilka razy atakował mnie, jednak... Nie trafiał, jakby celowo. Dotarło coś do mnie w tej chwili. A jeśli on... - Zgadłaś.- zaśmiał się.- Kiedy ty się meczysz, ja odzyskuję siły. Żywię się twoją energią.- uśmiechnął się szatańsko. Stanęłam. Wokół niego zrobiłam niezniszczalny mur. Z ziemi wyrosły pnącza, które go owijały bez końca. W końcu... Udusił się. Nie miał dostępu do powietrza. Przynajmniej niezatrutego. - Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej?- zapytałam, patrząc na poplamione krwią Shini'